Stracić bramkę w doliczonym czasie gry to nieszczęście, ale stracić bramkę po doliczonym już czasie - to prawdziwy dramat. Niestety, taki scenariusz napisał nam sędzia w sobotnie popołudnie. Po bardzo dobrym, w naszym wykonaniu meczu, remis pozostawia wielki niedosyt. Takie spotkania pozostają na bardzo długo w pamięci zawodników i kibiców.
Ale od początku. Pierwsza połowa (z lekką przewagą Astry) zakończyła się bezbramkowym remisem. Nie mieliśmy w niej dużo sytuacji podbramkowych, ale walki w środku pola i zaangażowania zawodnikom nie można odmówić. Druga połowa to odważniejsze akcje naszego zespołu. Długimi fragmentami drużyna gości nie miała nic do powiedzenia. Niestety brakowało precyzji i może odrobiny szczęścia. Po strzale Kuchty z rzutu wolnego, wszyscy już widzieliśmy piłkę w siatce, ale tym razem tylko poprzeczka. Jednak chwilę później wszystko już poszło zgodnie z planem i Astra wyszła na zasłużone prowadzenie, dzięki trafieniu Judczyca. Kilka następnych minut to znakomita gra naszego zespołu. Prawdziwe emocje czekały nas jednak w samej końcówce. Najpierw piękną bramkę strzałem głową po dośrodkowaniu Nastaja zdobył ponownie Judczyc, jednak gol nie został uznany z powodu... No cóż, powód zna tylko sędzia, który tej bramki nie uznał. Następnie w sytuacji sam na sam, tuż przed polem karnym sfaulowany został rozpędzony Hurko, ale zamiast rzutu wolnego i czerwonej kartki dla zawodnika Vojsławi, sędzia puścił grę. Na nic zdały się protesty naszych zawodników, na nic zdała się sygnalizacja faulu przez sędziego liniowego, który był bezpośrednio przy akcji, arbiter główny uznał, że widział wszystko lepiej i to będąc po drugiej stronie boiska. W tym momencie goście z Wojsławic uwierzyli, że mogą osiągnąć jeszcze dobry rezultat, a doliczone 4 minuty wydawały się nie mieć końca. Na domiar złego sędziemu zaciął się zegarek, bowiem tak wyczekiwaną bramkę Vojsławia zdobyła w...97 minucie. Wówczas było jasne, że tego meczu już nie wygramy, a sędziemu przypomniało się, że mecz powinien trwać jednak 90 minut, więc przy gwizdach kibiców zakończył spotkanie. Po meczu żółtą kartką został jeszcze ukarany Lipiak, który bardzo żywiołowo zwrócił uwagę arbitrowi na sytuacje boiskowe.
Powiedzieli po meczu:
Artur Dąbrowski trener – „Dziękuję za zaangażowanie całemu zespołowi. Pomimo kilku braków kadrowych, pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną. W przekroju całego meczu byliśmy zdecydowanie lepsi. Długimi fragmentami dominowaliśmy całkowicie na boisku. Drużyna gości w zasadzie nie stworzyła sobie klarownych sytuacji. Niestety, bramka stracona w doliczonym czasie gry zaprzepaściła całą naszą pracę. Rozumiem zdenerwowanie zawodników i kibiców, bo strata bramki w tak kontrowersyjnych okolicznościach jest bardzo dołująca. O pracy sędziego nie będę się wypowiadał, bo jak byśmy wykorzystali wszystkie stworzone sytuacje w trakcie meczu, to nie byłoby tak dramatycznej końcówki. Niestety, piłka nożna rzadko kiedy jest sprawiedliwa”.